Roztrzygnięcie konkursu ,,Podróż w czasie z bajką"
Rozstrzygnięcie konkursu „Podróż w czasie z bajką”
Z radością informujemy, że zakończyliśmy nasz przedszkolny konkurs rodzinny „Podróż w czasie z bajką”! Celem konkursu było wspólne rodzinne tworzenie opowieści inspirowanych znanymi bajkami i baśniami, z dodatkiem wyobraźni i... podróży w czasie!
W konkursie udział wzięło 6 rodzin, które wykazały się ogromną kreatywnością, zaangażowaniem i sercem włożonym w przygotowanie swoich prac. Każda opowieść była wyjątkowa – dzieci wraz z rodzicami przenosiły się do epoki rycerzy, starożytnego Egiptu, przyszłości pełnej robotów lub średniowiecznych zamków, łącząc klasyczne bajki z własnymi pomysłami.
Prace oceniane były pod kątem oryginalności, spójności fabularnej oraz estetyki wykonania. Jury miało naprawdę trudne zadanie, ponieważ wszystkie historie były ciekawe, pomysłowe i pełne dziecięcej wyobraźni.
Laureaci konkursu otrzymali nagrody książkowe, które – mamy nadzieję – będą inspiracją do dalszego wspólnego czytania i tworzenia własnych opowieści. Pozostali uczestnicy również zostali uhonorowani pamiątkowymi dyplomami i drobnymi upominkami.
Serdecznie gratulujemy wszystkim rodzinom – zarówno laureatom, jak i uczestnikom – za wspólny czas spędzony na tworzeniu, za kreatywność i cudowne historie, które pokazują, że bajki nigdy się nie starzeją, a podróż w czasie jest możliwa… wystarczy tylko wyobraźnia!
Dziękujemy za udział i już dziś zapraszamy do kolejnych przedszkolnych inicjatyw!
Rozstrzygnięcie konkursu „Podróż w czasie z bajką”
Z wielką radością ogłaszamy wyniki rodzinnego konkursu przedszkolnego „Podróż w czasie z bajką”, który odbył się w naszym przedszkolu! Celem konkursu było spisanie bajki przekazywanej w rodzinie z pokolenia na pokolenie – bajki, którą rodzice lub dziadkowie opowiadali swoim dzieciom, a dziś mogą ją usłyszeć najmłodsi.
W konkursie wzięło udział 6 rodzin, które podzieliły się z nami wyjątkowymi historiami. Były to opowieści pełne ciepła, mądrości ludowej, humoru i rodzinnych wspomnień. Każda bajka była inna – jedne zabierały nas na wieś sprzed lat, inne przypominały klasyczne baśnie z morałem, a jeszcze inne pełne były magicznych stworzeń i niezwykłych przygód.
Te historie nie tylko zachwyciły swoją treścią, ale również przypomniały nam, jak ważną rolę w życiu dziecka odgrywa tradycja ustnego przekazu i wspólne opowiadanie bajek. Dziękujemy wszystkim rodzinom, które zechciały podzielić się cząstką swojej domowej historii.
Komisja konkursowa miała bardzo trudne zadanie, ponieważ każda bajka miała w sobie coś pięknego i unikatowego. Wszystkie rodziny zasłużyły na nagrody za zaangażowanie, serce i dbałość oraz przekaz międzypokoleniowy.
Laureaci otrzymali nagrody książkowe, pamiątkowe dyplomy oraz specjalne wydanie pamiątkowej książeczki z bajkami konkursowymi. Mamy nadzieję, że konkurs stał się okazją do wspólnego spędzenia czasu i rozmów o tym, co w rodzinie najcenniejsze – o wspomnieniach, wartościach i wspólnych chwilach.
Gratulujemy wszystkim uczestnikom i serdecznie dziękujemy za udział! To była prawdziwa podróż w czasie – dzięki bajkom, które żyją dalej, w kolejnych pokoleniach.
Bajka o kotku i kogutku
Za górami za lasami w pięknej dolinie było duże gospodarstwo pełne różnych zwierząt. Mieszkał tam między innymi mały, rudy kotek. Pewnego słonecznego poranka kotek postanowił znaleźć przyjaciela . Podszedł więc do krówki i zapytał:
-czy zostaniesz moim przyjacielem? Krówka odpowiedziała :
- myślę, że to nie jest dobry pomysł, nie mamy nic wspólnego, ja lubię gryźć sobie trawkę, a ty lubisz spędzać czas na płocie i włóczyć się po podwórku.” Kotek poszedł więc dalej. Spotkał świnkę lecz świnka również się nie zgodziła twierdząc, że kotek nie lubi pluskać się w błotku jak ona. Idąc dalej kotek zobaczył stojącego na płocie kogucika. Wskoczył na płotek i zapytał : Koguciku czy zostaniesz moim przyjacielem? Ty lubisz spędzać czas na płocie tak jak ja. Lubisz chodzić po podwórku.
- Jasne przyjacielu, powiedział kogutek.
I tak więc kotek i kogutek zostali przyjaciółmi.
Pewnego razu kotek poszedł do lasu na polowanie. Kogutek został sam w podwórku i poszedł na drzemkę do swojego kurnika. Lisek zauważył, że kotek wyszedł więc podbieg do kurnika i woła:
- kogutku pokaż mi swój grzebyczek dam ci grochu koszyczek. Kogutek wyjrzał przez okienko , a lisek go złapał i niesie do lasu ciemnego. Kogutek woła
- kotku, koteczku ratuj mnie biednego, bo lisek mnie porwał i niesie do lasu ciemnego. Kotek usłyszał wołanie kogutka i przybiegł szybko , podłożył gałąź pod nogi liska, który potknął się i upuścił worek, w którym był kogutek. Kotek pomógł kogutkowi i szybko pobiegli do zagrody. Wtedy kotek powiedział do kogutka :
- nie wyglądaj przez okienko, bo ja idę bardzo daleko i nie usłyszę twego wołania.
Kotek poszedł do lasu, a do kogutka znów przyszedł sprytny lisek i woła pod okienkiem :
- Kogutku otwórz okienko to ja kotek wróciłem już.
Kogutek wyjrzał , a lisek go złapał i niesie do lasu ciemnego. Kogutek krzyczał, płakał, usłyszał to leśniczy i wypędził liska do lasu. Leśniczy i kogutek wracali do zagrody gdy nagle usłyszeli nawoływanie o pomoc . Gdy podbiegli ujrzeli kotka, który wpadł w wielki dół i nie mógł wyjść . Kogutek z pomocą leśniczego szybko podsunął dużą gałąź, po której kotek mógł wejść i wydostać się z pułapki. Kotek i kogutek podziękowali leśniczemu i wrócili do zagrody , żyli długo i szczęśliwie w prawdziwej przyjaźni.
Koniec
Spisana przez Macieja Regulskiego, opowiadana przez babcię Justynę i mamę
Maciej Regulski lat 7
Spisana Marlena Moszczyńska-Regulska
Bajka o tym jak powstała miejscowość Grądy
Dawno, dawno temu w małej nie dawno powstałej wiosce która była podległa Królowi Krasnosielca mieszkała pewna biedna rodzina. Mama Anielka, tata Wincent i mała córeczka Różyczka. Wszyscy mieszkańcy wioski wyśmiewali ich, że żyli w tak złych warunkach, że nie było ich na nic stać. Mama nie pracowała, bo musiała opiekować się maleńką Różyczką, tata zaś pracował dorywczo u gospodarzy, pomagał w oporządku zwierząt, a także w pracach na roli w zamian za to dostawał jedzenie dla swojej rodziny. Różyczka chodziła w brudnych ciuchach, nie miała też dużo zabawek jak inne dzieci, ale za to miała kochającą mamę, która starała się jak tylko mogła by Córeczka wyrosła na mądrą, wrażliwą i zaradną kobietę. Pewnego dnia Król Krasnosielca ogłosił konkurs: ,, Nowo powstała Wioska będzie nosiła nazwę osoby która w ciągu tygodnia zrobi coś niezwykłego dla niego samego bądź dla innych mieszkańców’’. Ludzie byli zadowoleni z tak wspaniałego pomysłu i każdy starał się wymyśleć coś aby nowa miejscowość nosiła nazwę od jego imienia. Wincent i Anielka nawet nie marzyli o tym, bo dobrze wiedzieli że jako biedni ludzie nie mają na to nawet najmniejszej szansy. Różyczka bardzo to przeżywała ponieważ bardzo chciała aby ktoś z jej rodziny dostał ten zaszczyt. Wiedziała, że to nie będzie ona ale może tata który pomaga gospodarzom? Dni mijały bardzo szybko i nastał wyczekiwany dzień ogłoszenia zwycięzcy przez Króla. Od rana mieszkańcy chodzili zadowoleni, kobiety stroiły się w piękne suknie, mężczyźni zaś zakładali garnitury i świecące od pastowania buty. Każdy czekał tylko na to aż Władca powie kto jest zwyciezcą i komu będzie przysługiwał zaszczyt aby jego imię nosiła Wioska. Wieczorem na dworze w Krasnosielcu miał odbyć się uroczysty bal z tego powodu. Sielankę i wyczekiwanie na zabawę wieczorną zakłócił nagły napad złych wilków na Nową miejscowość. Ludzie uciekali do swoich domów w popłochu nikt nie był w stanie stanąć z wilkiem do pojedynku. Złe zwierzęta niszczyły zagrody i porywały dobytek gospodarzy. Ludzie, krzyczeli i płakali z przerażenia. Jedyną odważną osobą, która postanowiła coś zaradzić był biedak Wincent, który wyszedł do pojedynku z wściekłymi zwierzętami. Próbował odgonić je krzykami jednak mu się to nie udawało, strzelał nawet petardami bo myślał że może huk wystraszy wilki ale one nawet nie zwracały na to uwagi. Różyczka patrząc na to co się dzieje i że tata nie daje rady postanowiła jakoś mu pomóc. Ze swoich starych i zniszczonych zabawek wyciągnęła flet który dostała kiedyś od taty na urodziny i zaczęła na nim grać. Wilki słysząc tą okropną melodię wydobywającą się z zepsutego fletu zaczęły uciekać, nie mogły wytrzymać tego rzępolenia. Ludzie wychodząc z domów w których się poukrywali bili brawa ze zdumienia, że taka mała dziewczynka poradziła sobie ze stadem wilków. Rodzice byli z niej bardzo dumni. Król na rzecz tego postanowił, że zwycięzcą konkursu zostanie właśnie Różyczka, która ocaliła wioskę. Wieczorem w trakcie balu na dworze królewskim zaczął padać bardzo silny grad. Mieszkańcy, którzy bawili się na zewnątrz uciekali jak najszybciej do Pałacu Króla. Jedyna Różyczka została na dworze i bawiła się kulkami gradu. Była nimi tak zachwycona, że postanowiła nazwać nowo powstałą wioskę, w której mieszkała nie swoim imieniem ale od słowa Grad- wymyśliła nazwę Grądy. Od tamtej pory Różyczka jest bohaterką i założycielką wioski Grądy.
Oliwia Skorupska gr. II z mamą
Bajka o Wesołej Ludwiczce ( autorzy: Babcia Ewa i Ala)
Była sobie wesoła, bardzo wesoła Ludwiczka. Jak się myła, to śpiewała.
Jak szła, to podskakiwała.
A jak spała, to się uśmiechała przez sen, i wtedy na policzkach robiły jej się dwa ładne, zabawne dołeczki.
Nie płakała nawet wtedy, gdy miała wziąć lekarstwo albo kiedy stłukła sobie kolano. Mówiła wtedy:
– To tylko moje kolano sobie przypomniało, że też chce być w centrum uwagi!
Pewnego ranka, kiedy rosół jeszcze chrapał w garnku, a ptaki dopiero przeciągały się na gałęziach, Ludwiczka postanowiła coś bardzo ważnego:
– Wyruszam szukać Króla z Piernika!
Nikt nie wiedział, kim był ten król, ale Ludwiczka mówiła, że go sobie wyśniła.
– Miał korony z lukru i tron z wafla. Pachniał cynamonem i rozdawał dzieciom uśmiechy na patyku!
Więc ruszyła – w kapciach, bo było ciepło, i z kieszenią pełną rodzynek, bo "zawsze mogą się przydać".
Na początku spotkała zajączka, który siedział na kamieniu i drapał się po uszach.
– Dokąd skaczesz, Ludwiczko?
– Szukam Króla z Piernika! – odpowiedziała z uśmiechem.
– Czy ma marchewki?
– Jeszcze nie wiem. Ale jeśli go znajdę, poproszę, żeby miał!
Zajączek przytaknął uszami i poskakał razem z nią.
Wkrótce napotkali dwa ślimaki, które bardzo powoli wędrowały po liściu sałaty. Jeden był poważny, a drugi – śmiejący się tak, że mu się czułki trzęsły.
– Gdzie tak szybko? – zapytał poważny ślimak.
– To nie szybko, to rytmicznie! – zaśmiała się Ludwiczka. – Szukamy Króla z Piernika.
– Jeśli znajdziecie – powiedzcie, że ja też bym chciał się trochę posłodzić – westchnął ślimak i od razu się rozmarzył.
Wreszcie, tuż przy polu pszenicy, napotkali stracha na wróble. Miał kapelusz z garnka i rękaw z szalika. Był trochę smutny.
– Dlaczego masz minę jak pogoda przed burzą? – zapytała Ludwiczka.
– Bo wszyscy myślą, że tylko straszę – a ja chciałbym kiedyś zatańczyć.
Ludwiczka nic nie powiedziała. Po prostu wzięła go za słomianą rękę i zaczęła tańczyć. Zajączek podskakiwał, ślimaki wirowały na liściach, a wiatr grał na suchych źdźbłach jak na harfie.
I wtedy… zapachniało cynamonem.
Za wzgórzem zobaczyli domek z piernika, a przed nim – króla z korony z lukru, płaszczem z ciasta i oczami jak rodzynki. Siedział na tronie z wafla i jadł herbatnika.
– Czy to ty jesteś Królem z Piernika? – zapytała Ludwiczka.
– Jeśli o mnie śniłaś – to tak – odpowiedział i uśmiechnął się szeroko.
I wtedy stało się coś niezwykłego: każdy, kto choć raz się uśmiechnął – dostał od króla po jednym cukierkowym guziku, który miał moc spełniania małych, codziennych marzeń. Takich jak: "żeby jutro nie padało", albo "żebym się nie bał ciemności", albo "żeby mama nie była już smutna".
Ludwiczka wzięła guzik, ale nie dla siebie. Tylko dla babci.
Bo wiedziała, że największym marzeniem jej babci jest... żeby wszyscy byli szczęśliwi, choćby trochę.
I wtedy Król z Piernika powiedział:
– Wesoła Ludwiczko, ty już jesteś królową. Królową radości.
I tak zakończyła się jedna przygoda – ale wesoła Ludwiczka ruszyła dalej, bo przecież świat jest pełen ślimaków do rozweselenia, strachów do roztańczenia i królów do odnalezienia.
„Bajka o zaczarowanym kamieniu”
Dawno, dawno temu, w małej wiosce ukrytej pośród pól, łąk i lasów,
żył sobie stary pasterz imieniem Grzegorz.
Pewnego dnia, wędrując po lesie znalazł błyszczący, niepozorny kamień.
Gdy tylko go dotknął, usłyszał szept:
„Ten, kto czyni dobro z serca, odnajdzie drogę w ciemności”.
Grzegorz zabrał kamień do domu, lecz nie powiedział nikomu o jego mocy.
Od tej pory, ilekroć ktoś potrzebował pomocy - biedny sąsiad,
zagubione dziecko czy chore zwierzę – pasterz był pierwszy by pomóc.
Zauważył, że kamień zaczyna świecić, gdy czynił dobro, jakby prowadził go przez życie.
Gdy Grzegorz poczuł, że zbliża się jego czas, przekazał kamień swojej córce, mówiąc:
„Nie szukaj w nim magii – ona mieszka w twoim sercu. Kamień tylko o niej przypomina”.
I tak kamień przechodził z rak do rąk, z pokolenia na pokolenie.
W każdej rodzinnej opowieści przypominał o tym,
że największą mocą nie jest magia, lecz dobro, które dajemy innym.
A kamień wciąż świecił – nie dla tego, że był zaczarowany, ale dla tego, że ci,
którzy go nosili, potrafili kochać.
Alicja Siemiatkowska, 5 lat, bajka napisana z rodzicami Magdaleną i Grzegorzem.
,,Ośmiornica Weronika”
Dawno, dawno temu, za rafami koralowymi, na samym dnie oceanu żyła sobie ośmiornica Weronika. Była jeszcze młodym, ale bardzo bystrym i kochanym zwierzątkiem.
Pewnego dnia, gdy pływała beztrosko, zauważyła na dnie wodnej toni błyszczący przedmiot. Okazało się, że to naszyjnik z klejnotów! Wracając ze znaleziskiem do domu, myślała o tym, jak ładnie będzie wyglądać, gdy tylko go przymierzy. Tata przecież się nie obrazi, kiedy zobaczy, jak Weronika olśniewająco się prezentuje. Ośmiornica najpierw jednak postanowiła pokazać się niani, tak na wszelki wypadek.
-Znalazłam go na samym dnie oceanu – zawołała, dumnie prezentując naszyjnik. Niania nie była zachwycona, powiedziała, że klejnoty mogą być zatrute! Weronika jednak nie chciała się rozstać z naszyjnikiem.
-Nie ma mowy, nie odłożę go za nic w świecie! – wrzasnęła tak głośno, że niani rozerwały się drogocenne bransoletki z kamieni i muszli, które miała założone na mackach. Służąca straciła cierpliwość i zaczęła krzyczeć:
-Musisz natychmiast odłożyć klejnoty, bo inaczej źle się to dla ciebie skończy.
Weronika już nie słuchała, bo szybko odpłynęła do swojego podwodnego pokoju. Tam bawiła się naszyjnikiem cały wieczór. Oplątywała sobie nim macki, zakładała na głowę jak diadem… Zabawa była tak przednia, że jeszcze przed wieczorem zasnęła. Kiedy mama weszła ucałować córkę na dobranoc, przeraziła się. Na łóżku Weroniki nie leżała urocza ośmiornica, ale stworzenie, które miało nogi myszy, ogon jaszczurki i trąbę słonia! Bańka, bo tak nazywała się mama Weroniki przestraszyła się nie na żarty. Po chwili zrozumiała, że wszystkiemu musi być winien naszyjnik, który leżał obok śpiącej córki. O całej historii z naszyjnikiem opowiedziała jej niania.
- Śpij dobrze, maleńka, może rano uda się temu zaradzić. – odeszła zatroskana.
Rano Weronika, która byłą teraz jaszczurkosłoniomyszą, zorientowała się, że wygląda teraz inaczej, wszystkie ubrania były dla niej za duże, ocean też wydawał jej się większy niż zwykle. Przestraszona pobiegła z płaczem do mamy.
- Nie płacz, córciu – uspokajała ją Bańka.
- Nie ruszaj już nigdy więcej rzeczy, które nie należą do ciebie.
-Obiecuję, mamo. – odpowiedziała przejęta Weronika.
- Na szczęście mamy magiczną kulę, która zdejmie z ciebie urok i staniesz się z powrotem ośmiornicą.
Weronika już nigdy nie brała cudzych rzeczy i dalej odkrywała swój oceaniczny świat, przeżywając jeszcze niejedna przygodę…
Rozalia i Stanisław Pajewscy z siostrą Łucją i mamą
„ BOCIEK SYLWEK ”
Pewnego majowego dnia, nieopodal gospodarstwa babci i dziadka, w bocianim gnieździe, gdzie mieszkali już mama bocianica i tata bocian, wykluły się z jaj trzy bocianki. Były bardzo małe, jednak ich rodzice mocno dbali o to, by „rosły jak na drożdżach”. Tata bocian przynosił im w dziobie różne smakołyki, które upolował: żabki, rybki, myszki i robaczki….
Małe bocianki z każdym dniem były coraz większe. Mijały dni…tygodnie…, aż w końcu nadeszła chwila, że musiały same nauczyć się zdobywać dla siebie pożywienie. Wszystkim trzem bociankom udało się wyfrunąć z gniazda. Lubiły chodzić po łące, na której znajdował się staw. Dwóm bociankom świetnie szło polowanie na rybki i żabki, zaś trzeci z nich chodził bardzo smutny, gdyż nie mógł nic złapać. Minął dzień…, dwa…, a bociek chodził głodny po łące, że nawet nie miał siły pofrunąć z powrotem na swoje gniazdo.
Widząc to dziadek, postanowił że złowi dla niego kilka rybek z pobliskiego stawu. Tak też zrobił, udało mu się zwędkować nawet kilkanaście sztuk. Następnie zostawił je dla boćka w widocznym miejscu na łące. Ten szybko zauważył smaczne jedzonko i niewiele myśląc połknął swoim długim dziobem pyszności od dziadka. Dobrze się posilił, bo nawet udało mu się pofrunąć na swoje gniazdo.
Przez kilka kolejnych dni, obserwując swoje rodzeństwo, nauczył się jak zdobywać pożywienie. Jednak zawsze, kiedy dziadek był na łące przyfruwał i towarzyszył mu w różnych pracach. Otrzymał od dziadka imię Sylwek i zawsze, kiedy spędzał z nim czas, mógł liczyć na jakąś dodatkową rybkę w prezencie. Ich przyjaźń trwała do samego odlotu boćka Sylwka do ciepłych krajów. Kto wie….może za rok znowu się spotkają.
Dawid Bukowski, 6 lat, Bajka napisana z mamą Anią
„ BOHATERSKI BEN „
Dawno, dawno temu, w drewnianej chatce niedaleko lasu, mieszkali sobie babcia z dziadkiem. Mieli oni kilkanaście kurek, a także wiernego przyjaciela psa o imieniu Ben.
Pewnego dnia, kiedy kurki chodziły sobie po podwórku i dziobały ziarenka, niespodziewanie pojawił się lisek. Kurki bardzo się wystraszyły i zaczęły głośno gdakać. Babcia wiedziała, że taki hałas może oznaczać tylko jedno – kłopoty… i zanim dobiegła do kurnika, lis porwał kurkę i zaczął uciekać w stronę lasu. Była to najmłodsza ze wszystkich kurek i miała na imię Kropka, gdyż jej piórka były czarne w białe kropeczki. Przerażona babcia, zaczęła wołać na pomoc dziadka i Bena. Piesek widząc, że lis ucieka z Kropką, zaczął głośno szczekać i za nim biec. Ten wystraszony puścił biedną kurkę i sam czym prędzej czmychnął na pole.
Babcia z dziadkiem zabrali kropkę do domu, ale jak się później okazało, miała ona zwichnięte skrzydełko. Babcia czule opatrzyła je kurce i opiekowała się nią wyjątkowo jeszcze przez kilka kolejnych dni. Kropka z dnia na dzień czuła się coraz lepiej, a w podziękowaniu za troskę babci, znosiła piękne, duże, smaczne jajeczka.
Ben oczywiście dostał w nagrodę od dziadka dużą kość do gryzienia oraz odznakę bohatera. Po pewnym czasie, Kropka wyzdrowiała na dobre i mogła już ruszać swoim skrzydełkiem. Była tak szczęśliwa, że z tej radości próbowała nawet pofrunąć w górę. Ben zaś, już zawsze wiernie pilnował kurnika, żeby lisek już nigdy więcej nie zrobił takiego psikusa.
Gabriela Bukowska, 4 lata, bajka napisana z mamą Anią